czwartek, 21 stycznia 2016

Komputery mojego życia, część 1: Olivietti M290-25

Dzisiejszy wpis będzie trochę inny, a mianowicie odbędę w nim podróż w niedaleką przeszłość, gdzie spróbuję przypomnieć sobie wszystkie komputery z, którymi miałem dłuższą styczność. Zrobię to po to by przeanalizować przez jak długi czas i w jaki sposób dany komputer był wykorzystywany. Inspiracją do tego wpisu jest postęp technologiczny, który w przypadku blaszaków, wydaje się, że mocno przyhamował. Zwróciłem na ten problem uwagę, gdy zorientowałem się, że mój laptop ma już 12 lat (rok produkcji 2004), desktop zaś 10 lat (2006), a wciąż można na nich spokojnie pracować (office) i surfować po necie. W związku z tym nasuwa się pytanie, czy 10, 15, 20 lat temu, także przez tyle lat można było się obyć bez wymiany komputera? Na myśl przychodzi mi jeszcze nie tak dawna bitwa na MHz, kiedy to co chwilę wychodziły nowe dużo szybsze procesory, a w związku z tym szybko zmieniały się wymagania sprzętowe różnych programów. Spróbuję po części na to pytanie odpowiedzieć wędrując od 1992 roku, gdy po raz pierwszy miałem stały kontakt z komputerem.

1. 1992 Olivietti M290-25

Pierwszy komputer w okolicy, nie mój, lecz kolegi, robił prawdziwą furorę wśród osiedlowej dzieciarni. Byliśmy w wieku 7-10 lat i graliśmy na nim w Scorched Earth, Winter Olympic Games, Electro Body, Prince of Persia, Titus The Fox i wiele, wiele innych.

Specyfikacja:

Olivietti M290-25 - produkcja: 1992 rok,
Procesor: 80286@20MHz, możliwość instalacji koprocesora 287;
Ram: Prawdopodobnie miał 1 MB na starcie, później w (1996?) rozszerzono do 4 MB ;
Dysk: Zdaje się, ze miał fabrycznie 80 MB dysk na IDE, padł około 2000 roku.
Napęd: Dyskietka 1,44;
Grafika: VGA;
System: Prawdopodobnie MS-Dos 5.0, oraz na pewno Norton Commander 2.0.

Był to wysokiej klasy markowy komputer PC z kolorowym ekranem. Pamiętam, że miał bardzo ładny ton dźwięku PC-Speaker oraz mięciutką przyjemną klawiaturę z rzadko spotykanym wówczas złącze, PS/2.  Nie był to charakterystyczny dla epoki wielki blaszany składak, miał kompaktową plastikową obudowę, a od środka ekranowaną blaszanymi listkami. Jakością dorównywał, jeśli nie przewyższał produky Apple.

Tak wyglądało to cudo. Źródło (link).
Komputer ten był intensywnie wykorzystywany do grudnia 1996 roku, kiedy kolega sprawił sobie nowy sprzęt. Generalnie w tym okresie podstawową rolą tego Olivetti była stacja do gier "dosowych". Szczytową produkcją na niego był Lotus III oraz Test Drive III. Jako nastolatki graliśmy na nim w te gry jeszcze w 1999 roku. Później komputer poszedł w odstawkę. Około roku 2000 w pececie zakończył żywot zasilacz oraz dysk twardy. Mogło się zatem wydawać, że jego czas już definitywnie minął. Zepsuty komputer zbudowany na niestandardowych częściach wymagał w naprawie odpowiedniej wiedzy, którą dopiero wówczas zdobywaliśmy. Jednak około 2001 roku mój kolega reanimował zasilacz (wstawiając inny typu AT (Wymagało to modyfikacji obudowy zasilacza oraz wpięcia wtyczki w odpowiednie piny), oraz wstawił nowy dysk twardy (2 GB zablokowane na zworce, z czego dla Olivetti widoczne było tylko 380 MB). Po tej naprawie rozpoczął się okres eksperymentów młodych informatyków na tej maszynie. Testowaliśmy różne wersje Dos (3.30-6.22) oraz Windows (od 1.01 do 3.1). Do komputerka włożyliśmy kartę Ethernet, Sound Blaster z radiem (Vibra 16) oraz CD-ROM. Nasza 286-tka ta była widoczna w otoczeniu sieciowym, na równi z komputerami Windows, a nawet mogliśmy na niej wyświetlać strony internetowe przez "dosową" przeglądarkę. Słowem doszliśmy do kresu możliwości tego PC, co było bardzo ciekawym doświadczeniem i uzmysławiało jaki naprawdę potencjał drzemie w każdym PC. Ostatecznie komputer ostatni raz widziałem w 2004 roku (wtedy jeszcze działał).

Pod tym linkiem jest dostępna piękna galeria tego modelu komputera. Niestety nie mam żadnego własnego zdjęcia tego sprzętu.

Opisane Olivetti M290 swoje najlepsze lata miało między 1992, a 1997 rokiem. Wówczas (w latach 90. XX wieku) 286 jako główny domowy komputer nie był niczym niezwykłym. Choć oczywiście uchodził za wolny komputer to jednak był to "KOMPUTER". Ludzie pracowali wtedy głównie w NC lub X-TREE Gold, a nie w Windows. Gdy tylko, więc na monitorze wyświetliły się "niebieskie tabelki" od Norton Commandera wiadomo było, że sprzęt ten wystarczy do pracy i zabawy.

Wykorzystywanie platformy 16 bitowej rodem z 1984 roku (premiera 80286) na dobre zakończył Windows 95, gdy już się upowszechnił, właśnie w latach 1996/1997.  Gwałtowny wzrost znaczenia multimediów od 1993 roku zmusił ludzi do migracji w stronę sprzętu 32 bitowego. Gdyby zatem kupić PC z procesorem 286 w 1984 roku to, po kilku ulepszeniach, mógłby nam w miarę efektywnie służyć 10 lat. Jak się jednak okazuje ta sama technologia zakupiona w 1992 roku pozwoliła na pełne wykorzystywanie sprzętu jedynie przez cztery lata.



wtorek, 12 stycznia 2016

Rokicie

Prawie pod samym Płockiem, pięknym i historycznym miastem Mazowsza znajduje się wieś Rokicie, która dla  swojego dużego sąsiada stanowi nie lada konkurencje w kwestii średniowiecznej architektury sakralnej. Jak wiemy katedra w Płocku, choć korzeniami sięga roku 1130, to jednak swój obecny wygląd zawdzięcza wielkiej przebudowie, która trwała w latach 1900-1903. Trzeba tutaj wspomnieć, że na progu tamtego stulecia płocka katedra miała katastrofalny stan techniczny i zrekonstruować (na modę neoromańską) trzeba było naprawdę wiele. Natomiast we wsi Rokicie, z dala od zgiełku i wojen, zachował się do dzisiaj w swojej pierwotnej formie, romański ceglany kościół z XIII wieku. Podobno będący jedynym reprezentantem ceglanej architektury wczesnośredniowiecznej po tej stronie Wisły.


Bryła kościółka od razu przywodzi na myśl ciemne wieki średniowiecza. 
Rokicie podobnie jak Płock wyróżnia malownicze usytuowanie. Od zalewu włocławskiego dzieli je 300 metrów, a sama wieś zaś leży na  łagodnie wspinającej się skarpie. Widok spod kościółka na dolinę Wisły jest naprawdę ciekawy.
Widok na jezioro włocławskie.
Kościół Św. Małgorzaty, bo pod takim typowo średniowiecznym wezwaniem występuje ta parafia, jest mały i bardzo prosty. Charakterystycznych rotund romańskich w nim nie uświadczymy, podobnie jak i małych okienek, bo te zostały powiększone na styl już gotycki. Wciąż jednak widać w tym budynku surowość i toporność charakterystyczną dla wczesnośredniowiecznego nurtu architektonicznego.
Zwieńczenie wieży zmieniono po II wojnie światowej.
Kościołek jest tak malutki w środku, że taka dobudówka to konieczność, prawdopodobnie powstała na początku XX wieku. 
Przy wejściu widać jeszcze ślady po przedłużonym wejściu, które rozebrano po wojnie by wyklarować oryginalną bryłę.

Obchodząc Kościół dookoła warto zwrócić uwagę na cegły. Są to przecież elementy bezpośrednio pamiętające średniowiecze. Budowla ta słynie z wyżłobionych w nich dziurek, które podobno powstały na wskutek dawnej tradycji odpalania ogni świętego Jana o czym można poczytać w wielu miejscach. Mnie jednak zafascynowała ilość  wyżłobionych w cegłach  nazwisk, dat oraz symboli cechowych(?). Podobno najstarsze wyryte nazwisko datowane jest na XVII wiek, mnie jednak nie udało się go znaleźć.

Dziurki 1.
Dziurki 2.
Podpisana cegła
Średniowieczne znaki?


Ogrodzenie kościoła przywodzi na myśl mur obronny, jednak tak naprawdę zostało wzniesione w latach 70 XX wieku. Trzeba jednak przyznać, że pasuje do tego miejsca.




To co może razić w ogólnej wyglądzie kościółka to oczywiście nadbudówka wieży wykonana po drugiej wojnie światowej. Nowe cegły wyraźnie gryzą się ze starymi. Choć zamysł był słuszny, by wykrystalizować pierwotny nurt architektoniczny budowli,  to jednak wykonanie jeszcze wiele lat będzie niepochlebnie komentowane. Stare zwieńczenie możemy zobaczyć, co ciekawe na zdjęciach z lat okupacji Hitlerowskiej. Ziemie te zostały wcielone w tamtym okresie do prowincji Prusy Wschodnie, a autorami fotografii Rokicia byli konserwatorzy zabytków z Królewca. Dokumentowano wówczas większość historycznie wartościowych budynków znajdujących się w nowych i starych granicach ich prowincji. Prawdopodobnie czyniono to na wypadek ewentualnej rekonstrukcji obiektów po zniszczeniach wojennych, pamiętając ogromne zniszczenia Prus Wschodnich z lat wojny 1914-1918.
Lata 40 XX wieku.
Wspomniane dawne wejście  do kościoła.
Dobudówka jak widać zastanowiła niemieckich konserwatorów.
Zdjęcia pochodzą z wystawy "Atlantyda Północy - Dawne Prusy Wschodnie w fotografii z lat 1864-1944", a wspomniane Rokicie zawitało na niej tak jak i kilka innych miejscowości z rdzennie polskich terenów będących w latach 1939-1945 częścią Prus Wschodnich. O podziale administracyjnym Prus tamtego okresu warto poczytać tutaj: link .

Ciekawe porównanie zdjęć okupacyjnych ze współczesnymi. Tama we Włocławku dużo tutaj namieszała. 

Na koniec kilka sielankowych zdjęć z samej wsi.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...