czwartek, 11 września 2014

Toshiba T5200C/100

Dzisiaj zaprezentuję najciekawszy komputer z mojej kolekcji. Jest nim Toshiba T5200C/100 z 1991 roku. Sprzęt ten można nazwać laptopem, choć z racji na swoje ogromne gabaryty i brak możliwości pracy na baterii (w epoce standard ten nazywany był "AC-only systems"), lepiej opisuje go słowo "komputer przenośny". Toshiba jest konstrukcji walizkowej, która była bardzo popularna w latach 80. XX. wieku. Maszyna waży około 5 kilogramów, a w najgrubszym, miejscu mierzy aż 16 cm, dla porównania dzisiaj ultrabooki schodzą już poniżej 1 cm.


"Notebook" z profilu.
Specyfikacja techniczna Toshiby prezentuje się następująco:
Toshiba T5200C/100:  Produkcja 1990 lub 1991;
Procesor: Intel 386DX 20MHz (wymienny, w sockecie), możliwość instalacji koprocesora 80387, posiada także oddzielny intelowski chip do zarządzania pamięcią cache(32KB) 82385 ;
Ram: Oryginalnie posiadał 2 MB wlutowane na płycie, na szczęście znalazłem na Allegro pasującą do niego pamięć (długie DRAM SIMM przypominające te 72 pinowe) i udało mi się rozszerzyć ją o kolejne 2 MB (maksymalnie obsługuje 14 MB) ;
Dysk: 3,5'' IDE 100 MB Conner CP-3104, ten sam dysk pracuje w nim od początku, jest wysokości trzech współczesnych dysków twardych;
Napęd: 1,44 MB dyskietka, standardowej wysokości;
Grafika: 256 KB Paradise'88 VGA, matryca 13'' kolor plazma 640x480 16 kolorów;
Dźwięk: Sound Blaster 2.0 (1991) CT1350B, dołożona karta na złącze ISA 8-bit, wbudownay PC-Speaker;
System: Z fabryki Dos 5 + Windows 3.1 PL, Windows miał logo Optimusa na tapecie.


Komputer w przeszłości był wykorzystywany przez dyrekcję dużej drukarni z Brodnicy, która go zakupiła na początku lat 90., prawdopodobnie z salonu Optimus S.A (oprogramowanie tej firmy znalazłem na dysku twardym). Przypuszczenia, że Optimus importował taki sprzęt z zachodu i później instalował na nim polski soft oraz modyfikował klawiatury pod standard "polski programisty". Na mojej Toshibie widoczna jest przekładka klawiszy na klawiaturze, która pierwotnie miała układ angielski (funt nad klawiszem 3). Patrząc na przycisk backslash zauważymy, że ma wyraźnie inny profil kształtu jak reszta przycisków. Zastanawiające są również znaki naniesione markerem na dwóch innych klawiszach.
Przerabiana klawiatura.
W moich rękach Toshiba jest od 2003 roku. Dostałem go od rodziny jako kolejny element do kolekcji. To co naprawdę wyjątkowe w tym egzemplarzu to to, że jest to jedyna kolorowa przenośna 386-tka  jaką kiedykolwiek spotkałem. Era koloru w laptopach na dobre rozpoczęła się dopiero około 1994 roku, w generacji procesora 486. Podczas, gdy moja Toshiba schodziła z taśm produkcyjnych w 1990-1991 roku już z zainstalowaną 16 kolorową plazmą. Większość podobnych konstrukcyjnie laptopów z tamtego czasu jeśli już stosowało plazmę to monochromatyczną, najczęściej pomarańczową bądź czerwoną. Tak więc literka C (color) w nazwie modelu T5200C czyniła ten sprzęt bardzo wyjątkowym i nowoczesnym, a jednocześnie absurdalnie drogim. Według oficjalnych amerykańskich cenników z epoki za nowy komputer ten trzeba było zapłacić 9 499 $. Nie chce nawet myśleć ile to było w złotówkach na początku lat 90.

Kolor! (EGA 16 kolorów).
Największym kuriozum wyświetlanego koloru w prezentowanej Toshibie, jest niezwykły miks karty graficznej VGA z ekranem spełniającym jedynie standardy kolorów EGA. Karta graficzna "myśli", że może wyświetlić 256 kolorów, a w rzeczywistości ekran pokazuje ich zaledwie 16, co tworzy wybuchową dla oczu mieszankę barw. Ostatecznie komputer najlepiej wyświetla kolor w trybie tekstowym w DOS-ie. Bardzo dobrze wygląda na przykład Norton Comandera, który jest w 100% kompatybilny z EGA. Natomiast 256 kolorowa grafika wyglądała już niestety tak:
Kolor? (VGA 256 kolorów).
Kolor w trybie EGA.
VGA
EGA
Jeśli  program nie ma możliwości wyboru trybu EGA to pozostaje nam oglądać "toksyczne" kolorki, bądź podłączyć zewnętrzny monitor.
Inną ciekawą rzeczą w Toshibie są porty rozszerzeń ISA, które znajdziemy pod zasilaczem z tyłu obudowy. Mamy do dyspozycji dwa porty, jeden 16 bitowy o pełnej długości oraz jeden 8 bitowy, połowy długości. Wyobraźmy sobie teraz, że współcześnie możemy kupić laptopa, który może pomieścić najnowszą kartę graficzną na złączu PCIE 16x, na podwójnym śledziu... Takie możliwości rozbudowy wymuszają oczywiście duży rozmiar całej maszyny. Podobno stacja dokująca do mojej Toshiby mieściła jeszcze 8 wejść ISA...
Pod plastikową maskownicą i metalową blaszką kryją się pory ISA.

Jeden port ISA jest zajęty przez kartę muzyczną.
Zbliżenie na wolny port 8-bitowy ISA, a na dole gniazdo dla stacji dokującej.
Po lewej czarny plastik do utrzymywania w miejscu kart rozszerzeń o pełnej długości.
Zbliżenie na kartę graficzną Paradise'88 w formie daughterboardu.
Siedząca w środku karta muzyczna to 8-bitowy Sound Blaster 2.0 .
Komputer pracuje obecnie pod kontrolą Windows 95b Plus. Na 100 MB dysku został zainstalowany przeze mnie w 2004 roku, gdy dokupiłem 2 MB RAM. Po tej inwestycji Toshiba spełniała już minimalne wymagania systemu Windows 95, czyli procesor 386DX, 4 MB RAM, 70 MB wolnego miejsca na dysku twardym. Postanowiłem wtedy sprawdzić, czy 386-tka jest w stanie dźwignąć ten 32 bitowy system operacyjny. Jak widać dała radę, ale sam Windows instalowałem 12 godzin używając do tego 50 dyskietek. Wysiłek ten tak mocno zapadł w mojej pamięci, że do dziś nie odważyłem się skasować tego systemu. Komputer na Windows 95 włącza się około 2 minut i z czystym sumieniem muszę powiedzieć, że działa on wolno. Najbardziej widać to pisząc w notepadzie, gdzie po każdym naciśnięciu klawisza trzeba 2 sekundy czekać zanim cokolwiek pojawi się na ekranie.


256 kolorów...
Tapeta ma zaledwie dwa kolory (niebieski i czarny) dlatego wygląda dobrze, natomiast na pasku start już widać przekłamanie kolorów.
Właściwości systemu.
Paleta barw.
Menadżer urządzeń.
Przestrzeń dyskowa.
Toksyczny saper.
Na koniec jeszcze kilka ciekawych zdjęć z obudowy i wnętrza Toshiby T5200C/100:

Pokrywa laptopa otwierana jest na szyfr.
Kontrolki strona lewa.
Kontrolki strona prawa.
Ekran 13''.
By go wymontować wystarczy przesunąć te dwa suwaki do siebie... 
...zdjąć tą podłużna zaślepkę.... 
...i odkręcić śrubkę.
Pewna skala porównawcza wielkości laptopa ;). 
Prawy profil.
Po lewej stronie znajdziemy przełącznik funkcji portu LPT, do którego możemy podpiąć zewnętrzny napęd dyskietek (wykrywany jako A lub B) lub drukarkę (PRT).
Pod zaślepką kryją się wyjścia z wewnętrznych portów ISA. 
Zasilacz nad portami chłodzą trzy wentylatory. Sprzęt jest więc trochę głośny. 
Tabliczka znamionowa na spodzie.
Komputer walizkowy musi mieć specjalną rączkę...
....oraz otwieracz do piwa... dawny Kensington lock.

Rzut oka na BIOS.
Oraz ekran startowy.
Pod klawiaturą kryje się wszystko co najważniesze.
CPU, RAM, złącze IDE 
Bardzo rzadki chip 385.
Pierwsza 32-bitowa wersja 386, obok miejsce na koprocesor 387. 
Nietypowy jak na 386 RAM.

poniedziałek, 1 września 2014

Brok

Podczas tegorocznej wakacyjnej podróży wzdłuż Bugu zwiedziliśmy miasteczko Brok. Oprócz roli stolicy gminnej, miasto to pełni dziś funkcje także letniskowe. W okolicznych lasach znajdziemy całkiem pokaźną liczbę ośrodków wypoczynkowych oraz prywatnych działek z daczami.



Mało miasteczkowa zabudowa Broku.
Turystycznie Brok rozszerza swoją ofertę dzięki wybudowanej ostatnio nadbużańskiej promenadzie, przy której znajduje się strzeżona rzeczna plaża. Jednak pomimo sezonu i dość dużej grupy osób kapiących się i wypoczywających przy tejże promenadzie, praktycznie brak jest nad rzeką czynnych lokali gastronomicznych. Oczywiście my nie jechaliśmy do Broku po to by się kąpać, tylko by zażywać historii, a tej w mieście znajdziemy całkiem sporo.
Kąpielisko nad Bugiem
Widok z promenady na dawny port. W tle most nad Bugiem. 
Nowa turystyczna zabudowa.
Zwiedzanie zaczęliśmy od strony zachodniej miasta. Pierwszym naszym przystankiem był cmentarz żydowski, który jest w całości ogrodzony i porośnięty drzewami i krzakami. Wejść można do niego jedną furtką (na szczęście otwartą) od strony ulicy Konopnickiej. Na cmentarzu można znaleźć około kilkunastu ocalałych nagrobków. Wchodząc na teren nekropolii zauważymy ścieżkę prowadzącą w głąb cmentarza. Kto nią podąży i przeciśnie się przez gęstwinę zarośli, nagrodzony zostanie widokiem kilku macew mających formę ociosanych głazów. Widać, że kirkut jest odwiedzany przez potomków ludu Abrahama, gdyż niektóre mogiły mają na sobie położone kamienie.
Macew stojąca tuż przy wejściu na cmentarz.
Obok niej spoczywają resztki innych nagrobków, prawdopodobnie zwróconych przez lokalną społeczność.
Kolejna zwrócona macew.
Obelisk bez inskrypcji w środku zarośli. 
Nagrobek z położonym na sobie kamieniem na znak pamięci o zmarłym


Idąc przez miasteczko napotkamy, jak to na wschodzie Polski, dużą ilość drewnianej architektury. Większość z niej na szczęści nosi znamiona regularnej konserwacji i miejmy nadzieję, że przetrwają jeszcze kilka kolejnych dekad. Centrum Broku położone jest na wysokiej skarpie. Nie ma tutaj mowy o powodzi. Natomiast po przeciwnej stronie brzegu rozpościera się płaskie i szerokie starorzecze. Przy ryneczku znajdziemy gotycko-renensansowy kościół ceglany, trochę podobny do tego z Zakroczmia.
Dzisiejsze centrum Broku.
Pięknie odnowiony dom w centrum. 
Boczna uliczka.
Zwyczajny dom.


Pomnik Józefa Piłsudskiego.

Okolice rynku.


Alejka prowadząca do kościoła.

Boczna kaplica. 
Wielki różaniec z kamieni młyńskich. 
Detale kościoła.
Widok z rotundą.
 Dawny rynek pełni dziś rolę przystanku autobusowego, jednak wszystko jest tutaj zrewitalizowane i wybrukowane kostką brukową. Klimat małego miasteczka buduje typowo mazowiecki masywny ratusz z wieżyczką po środku. obok którego oczywiście stoi XIX wieczna plebania. Po północnej stronie placu znajduje się lodziarnia, oferująca bardzo dobre lody gałkowe w starym stylu. Do wyboru są tylko cztery smaki (śmietankowe, czekoladowe, cytrynowe i jagodowe), a lada ma cztery otwory przykryte metalowymi, okrągłymi przykrywkami spod których lodziarz wydobywa mrożone pyszności.
Rynek w broku.
Stare zabudowania przy ratuszu.
Na pierwszym planie ciekawy przystanek autobusowy.
Ratusz.
Star część miasteczka jest bardzo ładnie odnowiona.
Głównym celem odwiedzin Broku był tutejszy zamek. "Zamek" to może dużo powiedziane w tym przypadku, ale faktem jest, że na rogatkach wschodnich tego miasteczka biskupi płoccy w XVI wieku pobudowali pałac obronny. Niestety niedługo po budowie przybyli Szwedzi, którzy go zniszczyli i od tamtej pory już nie udawało się go w całości podnieść z ruiny. Ostateczna zagłada "zamku" nastała w 1914 roku, gdy zdecydowano się z niego  pozyskiwać materiał budowlany. Na szczęście nie rozebrano wieży i do dziś można zobaczyć jakieś szczątki tej budowli. Miejsce gdzie stoją ruiny jest zupełnie nieoznakowane, nie ma nawet parkingu, na którym "turysta" mógł by się zatrzymać i udać się "na zwiedzanie". By więc dostać się do zamku musimy pokonać ruchliwą drogę, a następnie wspiąć się na zarośniętą skarpę stromą ścieżką. Wokół wieży widać wiele rowów i wyłaniające się z nich cegły, co przywodzi na myśl, że pod ziemią są jeszcze zachowane fundamenty, które może kiedyś będą wyeksponowane (na szczęście gmina ma jakieś plany na przyszłość wobec tego miejsca).
Widok na Bug w drodze do zamku.
Meandrujący Bug tworzy po drugiej stronie rzeki ogromne bagniska.
Zamek jest w tych chaszczach, tuż przy drodze DK 694 w kierunku do Małkini.
Ocalała wieża.

Zostały ślady po schodach.


Resztki tynku cały czas posiadają ślady po kulach.


Resztki stropu.
Elewacja wschodnia zawiera jeszcze ozdobne gzymsy wokół zamurowanych okien.


Jakieś żelastwo wystające ze ściany.

Widocznie domurowany kawałek portalu.
Jedyna informacja o zamku w mieście jest na barierce przy DK 694.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...